Ojczyzna nasza już jest ocalona. Swobody nasze zabezpieczone. Jesteśmy odtąd narodem wolnym i niepodległym. Opadły pęta niewoli i nierządu.

Dlaczego dziś świętujemy jej uchwalenie, skoro nawet część z jej twórców, takich jak Ignacy Potocki i Hugo Kołłątaj, określiła ją Testamentem Umierającej Rzeczypospolitej?

Powodów jest co najmniej kilka. Jeśli bowiem spojrzymy na słowo „testament” jako jedynie formę podsumowania tego co się dokonało ostatecznie i nie ma szans kontynuacji, to uznać można by, że dzień 3 maja nie powinien wyróżniać się specjalnie na tle innych, w których dokonywały się ważniejsze wydarzenia naszej historii. Jeśli jednak spojrzymy na to samo słowo jako na wolę i listę wskazówek dla przyszłych pokoleń, to nie da się zaprzeczyć, że pierwsza w Europie ustawa zasadnicza zaczyna się rozświetlać jaśniejszym blaskiem i rzeczywiście górować nad innymi wydarzeniami. Tragiczna historia Polski to historia wojen, powstań, nierównych bitew, poświęcenia i martyrologii. To lista narodowych przywar, niestety wciąż aktualnych, prowadzących często do upadków i klęsk oraz zapis skrajnie odmiennych postaw, które potrafią wyrywać Polskę z najcięższych „terminów”, jakby to określili zapewne Polacy końca XVIII wieku. Na tle wspomnianego pasma długotrwałych upadków i nagłych i spektakularnych wzlotów, Konstytucja 3 Maja jest symbolem budowania podwalin do rozwoju państwa i narodu. Do stabilizacji, która daje możliwość rozwoju, a przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa i dbałości o interesy wszystkich w jednakowym stopniu. Krótko mówiąc jest to gwarancja równości wobec prawa, którego zapisy winny być czytelne, pozbawione luk, a tym samym zabezpieczać naród przed nadużyciami ze strony władzy. Dlatego też określana jest mianem Ustawy Zasadniczej, czyli określającej niepodważalne zasady współżycia społecznego. Rzeczą jasną jest, że treść zapisów konstytucji z roku 1791 nijak się ma do obecnej rzeczywistości, ale idea dokumentu pozostaje przecież ta sama.

Sytuacja w jakiej znalazła się Polska w końcu XVIII wieku nie była efektem jednego, czy kilku wydarzeń. Była wynikiem kilkudziesięciu dekad „starań” o upadek państwa. I rzeczywiście, obiektywnie patrząc dziś na ówczesne działania patriotów i zwolenników konstytucji, trzeba przyznać, że była to przysłowiowa „mądrość po szkodzie”. Ale nie da się zaprzeczyć, że była to mądrość. Gdy do tego dodamy fakt iż na swój sposób była zwieńczeniem polskiego oświecenia, to wypada wrócić do pozytywnej interpretacji słowa „testament” i przyjąć, że twórcy Ustawy Rządowej, zapewne świadomi dalszych przewidywalnych losów kraju, chcieli wywrzeć wpływ na kolejne pokolenia Polaków. Zarówno tych, którym przyjdzie walczyć o odzyskanie niepodległości, jak i tych, w których rękach pozostanie odbudowa kraju. I tak rzeczywiście się stało. Konstytucja 3 Maja przez okres zaborów była wyraźnym symbolem, punktem odniesienia dla pozostających w niewoli Polaków. Była wskazówką dla pokolenia początku XX wieku, któremu przyszło tworzyć Polskę na nowo. I obiektywnie rzecz biorąc, choć nie bez podziałów, politycy XX-lecia międzywojennego odrobili tę lekcję z najwyższą starannością. Biorąc bowiem pod uwagę tempo w jakim odradzało nieistniejące przez 123 lata państwo, można powiedzieć że dokonaliśmy cudu. I nie chodzi tu wcale o Bitwę Warszawską, która określana jest mianem Cudu nad Wisłą. Chodzi o ogrom przemian, wysiłków w kierunku scalania podzielonego ekonomicznie, kulturowo i rozwojowo narodu. Wszystko to natomiast działo się w oparciu o jasno skonstruowane prawo, dla którego wzorcem była niewątpliwie oświeceniowa myśl z maja roku 1791. Sceptycy, rzecz jasna wspomnieć tu mogą o innym maju. Maju 1926 czyli słynnym przewrocie. Nie da się jednak zaprzeczyć, że na każdym etapie istnienia Państwa Polskiego, od czasów Hugona Kołłątaja i Ignacego Potockiego, pojęcie konstytucji jest naturalnym punktem wyjścia do tworzenia rzeczywistości ustrojowej, ekonomicznej, stosunków społecznych i normowania praw.

Podobnie i dziś. Konstytucja winna być prawem niepodważalnym, bowiem jest w rzeczywistości społeczną umową, zawieraną przez obywateli na potrzeby poszanowania jednostki i jej poczucia bezpieczeństwa w odniesieniu do kwestii globalnych. I oczywistym jest, że upływ czasu i zmieniające się realia życia, stawiać będą zawsze konstytucję w obliczu konieczności zmian jej zapisów, co odzwierciedlają chociażby tzw. „Poprawki” Konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki. Jednak należy pamiętać, że wszelkie zmiany w jej treści, wymagają akceptacji większości tych, którzy jej zapisom winni być posłuszni i których interesy ma zabezpieczać. Mowa tu oczywiście o wolnych obywatelach Państwa Polskiego. W 230 rocznicę uchwalenia pierwszej konstytucji, życzyć winno się sobie tego, by Naród Polski zawsze miał taką możliwość i by Ustawa Zasadnicza nigdy nie musiała być testamentem, a zawsze fundamentem wolności.